"Powrót do przyszłości". Zwariowanie pozytywna opowieść.
- p.
- 13 maj 2016
- 3 minut(y) czytania
Znowu przeginam… Z systematycznością przeginam, choć bardziej pasuje tutaj „brak systematyczności”. Mam moralniaka z tego powodu, to fakt. Cóż, z tym moim blog’owaniem jest na razie chyba tak, że nie pozbyłem się jeszcze wszystkich obaw wynikających z tego, że zwyczajnie nie wiem czy jestem gotowy na to, żeby dzielić się „na forum” czymś co jest moje i nierzadko wypływa z serca. W dobie internetów każdy może skomentować naszą pracę i jej efekty, a co za tym idzie, można dowiedzieć się wiele o sobie. Chyba taką obawę miałem na myśli. Inna sprawa, że staram się uniknąć „fuszerki” tak przy pisaniu, grafikowaniu jak i projektowaniu design’u mojej strony. W pewnych bardzo wąskich kwestiach, do których internetowanie oczywiście się zalicza, jestem niestety perfekcjonistą, a ponieważ są jeszcze braki w umiejętnościach, nie wszystko idzie gładko. No cóż, nikt nie mówił, że blog’owanie to łatwa rzecz :) Łatwa czy nie, nie zamierzam poprzestać. Ostatecznie albo nauczę się systematyczności pozbywając się przy okazji niepewności albo będzie to po prostu ciągle mój prywatny, internetowy dziennik. I tyle. W obu przypadkach wydaje mi się, że warto! A swoją drogą, czy to nie o tym mówi poniższy cytat; o obawach przed tym czy coś co robimy zyska aprobatę tych, którzy patrzą na to co robimy:

There's nothing to be scared of.
All it takes is a little self confidence.
You know, if you put your mind to it,
you can accomplish anything.
Z przyjemnością podjąłem się przygotowania kilku drobiazgów nawiązujących do jednego z moich all-time classics, to znaczy filmów z kategorii tych, które znam niemal na pamięć. Kiedy zdobędę taki film, wracam do niego wiele razy. Bardzo wiele razy. Przykładem niech będzie „Atlas chmur”, którego jeszcze w kinie widziałem 4 razy i przestałem powiększać ten wynik tylko dlatego, że w końcu uznałem, że za pieniądze wydane na bilety, mógłbym spokojnie kupić wydanie na DVD. Dlatego czwarty raz był ostatnim kiedy film ten widziałem na dużym ekranie. A DVD oczywiście i tak kupiłem. Teraz pogubiłem się już w zliczaniu, który to już raz ten czy inny film widziałem.
„Powrót do przyszłości” to jeden z moich faworytów, który posiada wspaniałą umiejętność – zawsze poprawia nastrój, a przy kultowym już wykonaniu przez Marty’ego numeru na szkolnej potańcówce noga chodzi za każdym razem!
Tapeta #1 ^
Filmy takie jak ten mają pewien wspólny mianownik co czyni z nich historie ponadczasowe, ponadpokoleniowe. Te ponadczasowość wynika chociażby z opowieści o tym jak osiągać swoje cele, marzenia, pragnienia. Jak nigdy, przenigdy się nie poddawać nawet kiedy przeciwności wydaję się tak wielkie jak 1,21 gigawata. A nawet jeśli tak jak nasz protagonista nie masz zielonego pojęcia „czym do cholery jest gigawat”, zauważyć możesz z łatwością o jakich wartościach mówi zwariowana opowieść o podróży w czasie. Jednym z tych najistotniejszych jest przyjaźń. Przyjaźń prawdziwa i bezinteresowna. Myślę o relacji Marty’ego i doktora Brown’a. Mimo, że dzieli ich przepaść pokoleniowa i ta w podejściu do świata, mają w sobie kumpla, na którym zawsze można polegać. Zawsze! I to jest w produkcji Zemeckis’a takie genialne i silne! Swoją drogą reżyser Robert Zemeckis zazwyczaj serwuje nam filmowe opowieści o tym co naprawdę ważne i dobre. Tak było przecież z jednym z najważniejszych filmów nie tylko w dorobku reżysera, ale w dorobku kina w ogóle, czyli tego zatytułowanego „Forrest Gump”.

Your future hasn't been written yet.
No one's has.
Your future is whatever you make it.
So make it a good one
Wracając jednak do naszych bohaterów. Zastanawiam Się ile razy widziałem już film, który podobnie, traktuje o zaginaniu czasoprzestrzeni, w których to nie wyniknęło nic dobrego z tego epokowego odkrycia. Filmowe podróże w czasie zazwyczaj kończą się na rozczłonkowaniu ludzkiego charakteru pod tym kątem, że zawsze, któreś z nich zechce wykorzystać wehikuł czasu do swoich bardzo egoistycznych celów, kosztem przyjaźni, która jeszcze chwilę temu istniała. Z filmem, na którym dzisiaj się skupiam jest zupełnie inaczej. Przerobienie Delorean’a na maszynę do przemieszczania się w czasie okazało się tylko zacementować przyjaźń między doktorem a Marty’m. To oznacza, że dzielą coś prawdziwego i korzyści osobiste jakie mogliby odnieść nie są w stanie tej przyjaźni przysłonić. Zamiast skupić się na tym do czego mogliby wykorzystać wehikuł czasu, ten służy im raczej do tego żeby pomóc jeden drugiemu, a nierzadko uratować życie. To jest w tym filmie takie wspaniałe i to dzięki skupieniu się na tych wątkach - do których wydaje mi się podróż w czasie może być tylko tłem - cała trylogia okazała się takim sukcesem, chociaż wszyscy kinomani wiedzą jak łatwo jest zepsuć coś dobrego kolejnymi częściami.
p.
Tapeta #2 ^
Tapeta #3 ^
Marty i Doc w roku 2015 - Jimmy Kimmel live ^
Za kulisami - zabawne sytuacje ^
Komentarze i video z planu ^
Comments